poniedziałek, 14 stycznia 2013

"Emmett i niedźwiedź"


HEJ!
Dzisiaj dodam kolejny usunięty fragment. Tym razem bardziej związany z Emmettem.
W tym fragmencie dowiadujemy się też, jaką przyszywaną mamą jest Esme.
Miłego czytania ;)

Ten fragment miał się znaleźć w Epilogu Zmierzchu. Choć historia Emmetta jest wspomniana już w 14 rozdziale, poniższa scena przedstawia jego spotkanie z niedźwiedziem – oraz pierwsze spotkanie z Rosalie – z jego punktu widzenia.

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że coraz lepiej rozumiem się z Emmettem, a przecież swego czasu to właśnie jego bałam się najbardziej. Ta zmiana wynikała pewnie ze sposobu, w jaki zostaliśmy wybrani, by dołączyć o rodziny Cullenów – oboje zostaliśmy pokochani i sami pokochaliśmy jeszcze jako ludzie, choć w wypadku Emmetta epizod ten był bardzo krótki. Tylko Emmett pamiętał swoje ludzkie uczucie i rozumiał, jakim cudem wciąż był dla mnie Edward.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy w trójkę na kanapie w salonie i wtedy Emmett po raz pierwszy podzielił się ze mną swoimi wspomnieniami. Mówił półgłosem, a jego opowieści słuchało się lepiej niż jakiejkolwiek bajki. Edward tymczasem skupił się na Food Network – ku mojemu zdziwieniu postanowił nauczyć się gotować, a ciężko mu szło, bo przecież nie czuł zapachu ani smaku ludzkich potraw. Wreszcie okazało się, że istnieje coś, co nie przychodzi mu bez trudu. Marszczył teraz swoje piękne brwi, niczym sławny szef kuchni, który doprawia kolejne danie. Z trudem powstrzymałam się od uśmiechu.
- Wtedy już ze mną skończył i wiedziałem, że wkrótce umrę – wspomniał łagodnym głosem Emmett, kończąc opowieść o swoim ludzkim życiu epizodem z niedźwiedziem. Edward nie zwracał na nas uwagi, znał już tę historię. – Nie mogłem się ruszyć i traciłem już świadomość, kiedy usłyszałem hałas. Wydawało mi się, że to kolejny niedźwiedź, że obie bestie walczą teraz o moje zwłoki. Nagle poczułem, że lecę. Wydawało mi się, że już nie żyję, ale mimo wszystko spróbowałem otworzyć oczy. Wtedy zobaczyłem JĄ – na jego twarzy omalowało się zaskoczenie. Doskonale go rozumiałam. – i WIEDZIAŁEM już, że nie żyję. Ból przestał mi przeszkadzać. Za wszelką cenę chciałem utrzymać powieki w górze, by ani na chwilę nie tracić z oczu twarzy pięknego anioła. Byłem oczywiście zdezorientowany i zaskoczony – sam nie wiedziałem, dlaczego jeszcze nie otarliśmy do nieba. Pomyślałem wtedy, że niebo jest o wiele dalej, niż mi się zdawało. Czekałem, aż anioł zacznie lecieć. Wtedy przyniosła mnie do Boga – tu Emmett roześmiał się swoim tubalnym, głośnym śmiechem. Bez trudu zrozumiałam, dlaczego tok sobie pomyślał.
- Byłem przekonany, że to, co zdarzyło się później, było tylko wytworem mojej wyobraźni. W ciągu dwudziestu lat swojego ludzkiego życia nieraz porządnie się zabawiłem, więc nie dziwiły mnie piekielne płomienie – znów się roześmiał, a ja zarżałam. Edward odruchowo przytulił mnie jeszcze mocniej. – Byłem tylko zaskoczony, że anioł nie zniknał. Nie rozumiałem, dlaczego komuś tak pięknemu pozwolono zostać w piekle razem ze mną, ale cieszyło mnie to. Za każdym razem, kiedy Bóg przychodził sprawdzić, jak się mam, bałem się, że zabierze anioła ze sobą, ale tak się nie stało. Zacząłem myśleć, że może ci księża, którzy tyle mówią o miłosierdziu boskim, może mają trochę racji. Wtedy ból ustąpił… i wszystko mi wyjaśniono.
Byli zaskoczeni , bo w ogóle nie protestowałem i nie przeszkadzało mi, że zostałem wampirem. W końcu skoro Carlisle oraz Rosalie, mój anioł, byli wampirami, to nie mogło być takie złe, prawda? – kiwnęłam głową, przyznając mu całkowitą rację, a Emmett  mówił dalej. – Na początku miałem problem z przestrzeganiem zasad… - zachichotał. – Mieliście ze mną siedem światów, co nie? – przyjacielsko szturchnął Edwarda w ramię, wprawiając wszystkich nas w ruch.
Edward prychnął, nie odrywając oczu od telewizora.
- No i sama widzisz, piekło nie jest takie złe, jeśli ma się obok anioła – powiedział z przebiegłym uśmieszkiem Emmett. – Kiedy przyjmie do wiadomości, ze to nieuniknione, wszystko będzie dobrze.
Pięść Edwarda wystrzeliła  jak z procy – w mgnieniu oka Emmett wylądował na podłodze za kanapą. Edward przez cały czas siedział ze wzrokiem utkwionym w ekranie telewizora.
- Edward! – zawołałam z przerażeniem.
- Nie przejmuj się tym, Bello – Emmett znów siedział na kanapie, jak gdyby nic się nie wydarzyło. – Już ja go dopadnę. – Spojrzał na Edwarda ponad moim ramieniem. – Któregoś dnia i tak będzie musiał to zrobić – powiedział z groźbą w głosie. W odpowiedzi Edward tylko warknął, nie odwracając się.
- Chłopcy! – z góry rozległ się głos Esme, w którym pobrzmiewała nagana.

Rosalie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz