Hej, kochani!
Dzisiaj trochę tego, czego w książce zabrakło, a właściwie jeden z usuniętych fragmentów z sagi Zmierzch.
Przez kilka kolejnych dni dodam pozostałe - oto pierwszy z nich.
To fragment XI rozdziału "Zmierzchu". Możemy z niego
wywnioskować, że Bella jest naprawdę niezdarna, poznajemy też nieco bliżej postać Mike’a Newtona...
"Weszłam na salę gimnastyczną na
miękkich nogach i z zamętem w głowie. Od razu skierowałam się do szatni.
Przebrałam się, nadal poruszając się niczym w transie. Ledwo zdawałam sobie
sprawę z tego, że dookoła są inni ludzie. Rzeczywistość dotarła o mnie z pełną
mocą dopiero, gdy wręczono mi rakietę. Nie była ciężka, ale dość niepewnie leżała
w mojej dłoni. Widziałam, że kilkoro uczniów przygląda mi się ukradkiem. Trener
Clapp polecił nam utworzyć dwuosobowe drużyny.
Na szczęście w Mike’u odezwały się resztki galanterii. Natychmiast
stanął obok mnie.
- Gramy razem? – zapytał wesoło.
- Dzięki Mike, ale nie musisz
tego robić – odparłam, krzywiąc się nieco.
-Nie martw się, nie będę ci
wchodził pod nogi. – wyszczerzył się w odpowiedzi. Czasami doprawdy nie dało
się go nie lubić.
Gra wale nie szła nam za łatwo.
Próbowałam trzymać się z daleka od Mike’a, żeby mógł spokojnie grać, ale trener
Clapp podszedł i kazał mu trzymać się swojej połowy kortu, bym ja też mogła
wziąć udział w grze. Mało tego, stanął obok i patrzył, czy stosujemy się do
jego polecenia.
Z ciężkim westchnieniem wyszłam
bardziej na środek pola, podnosząc rakietę, choć wciąż nie czułam się zbyt
pewnie. Dziewczyna z drużyny przeciwnej parsknęła złośliwie i zaserwowała – musiałam
chyba niechcący zrobić jej krzywdę podczas gry w koszykówkę – posłała kometę
nisko nad siatką, wprost na mnie. Niezgrabnie skoczyłam o przodu, próbując
machnąć rakietą mniej więcej w kierunku lotki, ale zapomniałam o siatce.
Rakieta odskoczyła o niej z zaskakującą siłą, wypadła mi z ręki, obiła się
najpierw od mojego czoła, po czym uderzyła Mike’a w ramię, gdy ten próbował jeszcze ratować
sytuację.
Trener Clapp zakasłał, a może
była to próba ukrycia śmiechu.
- Sorry, Newton – wymamrotał, oddalając
się, byśmy mogli z powrotem zająć wypróbowane, bezpieczne pozycje.
- Wszystko w porządku? – spytał Mike,
rozmasowując sobie ramię. Przyłożyłam dłoń o czoła.
-Jasne. A ty jak? – oparłam łagodnie,
ponosząc z połogi śmiercionośną broń.
-Chyba przeżyję - zrobił kilka wymachów, upewniając się, że nic go nie boli.
-To ja może zostanę z tyłu – cofnęłam
się w kąt, ostrożnie chowając rakietę za plecami."
Rosalie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz