Oto kolejna porcja cyklu "Prawdziwe historie". Dziś dodam historię Emmetta.
Miłego czytania:)
Urodziłem się w 1915 roku w Gatlinburgu, w stanie Tennessee. Moja
matka zmarła przy porodzie, a ojciec był wojskowym. Dowodził jednostką podobną do
dzisiejszych antyterrorystów. Jeździł na różne misje po stanach. Mną opiekowała
się babcia. Miałem 12 lat, kiedy babcia zmarła i zostałem z samym ojcem. Chciał, bym poszedł w jego ślady, lecz mnie bardziej interesowała przyroda. Lubiłem przebywać na świeżym powietrzu, na przykład w lasach. W końcu powiedziałem ojcu, że wyprowadzam się do
znajomego leśniczego. Trwało to kilka lat. Ojciec nigdy mi nie wybaczył, że
zignorowałem karierę wojskową. Już wtedy byłem porywczy i impulsywny.
Przebywając na łonie natury, uspakajałem się. W wieku 17 lat zostałem mianowany leśniczym. Zostałem
przeniesiony do placówki gdzieś w
okolicach obecnego Parku Narodowego Great Smoky Mountains. Mieszkałem tam w
leśniczówce i nie miałem niemiłych niespodzianek. Któregoś dnia siedziałem w
leśniczówce. Moi znajomi byli na patrolach. Gdy usłyszałem pukanie do drzwi
wiedziałem, że coś się stało. Mój jastrząb o imieniu Grom był tego dnia bardzo
niespokojny i pobudliwy. Ja też się czegoś obawiałem, ale w tamtej chwili nie
wiedziałem czego. Do leśniczówki weszło kilkoro turystów. Byli wystraszeni.
Opowiedzieli mi o grizzly, który grasuje w okolicy. Wiedziałem, że muszę coś z
tym zrobić. Podziękowałem im i ruszyłem na polowanie. Bardzo długo chodziłem po
okolicy. Chodziłem i szukałem śladów grizzly, czegoś, co świadczyłoby o tym, że
tu był. Grom był coraz bardziej zdenerwowany, jakby czuł, że to nasz ostatni
patrol. Potem okazało się, że miał rację. W końcu po długich poszukiwaniach zobaczyłem
niedźwiedzia. Zauważył mnie. Stanął na dwóch łapach i spojrzał na mnie groźnie.
Odesłałem Groma, aby sprowadził pomoc, a sam zacząłem strzelać do potwora.
Nie miałem pojęcia, że wtedy w lesie po raz ostatni go widziałem. Moje strzały były celne,
ale żaden nie zabił zwierza. Zły drapieżnik rzucił się na mnie. Broniłem się sam,
tak długo, dopóki nie straciłem sił. Pomoc nie nadchodziła. Nie miałem siły dłużej się bronić, a wtedy on ciężko mnie
zranił. Krew była wszędzie, moja i jego. Po kilku minutach grizzly uciekł, tak
jakby się czegoś wystraszył. Leżałem nieprzytomny, gdy podeszła do mnie
piękność nie z tej ziemi. Dziewczyna podeszła do mnie poruszając się zgrabnie
jakby była baletnicą. Ukucnęła przy mnie. Uśmiechnęła się, wzięła mnie na ręce
i zaczęła biec wszystko zaczęło mi się rozmazywać. Myślałem, że umarłem. Czy była aniołem? Dlaczego pędziliśmy tak prędko? Gdzie mnie zabierała? Nie byłem w stanie myśleć, jej idealna twarz przesłoniła mi wszystko. Straciłem przytomność. Ocknąłem się lekko, gdy piękność błagała drugą piękną postać, aby mnie
przemieniła W końcu mężczyzna uległ blondynce. W tej chwili znowu straciłem
przytomność. Poczułem ból. Ogień palił mnie od środka. Trwało to długo... Ogień
zgasł, a ja wiedziałem, że nie jestem już człowiekiem. Nie jestem tą samą osobą
co dawniej.
Rosalie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz